BYO, czyli „Bring Your Own”.
Skrót BYO znany jest przez wszystkich Australijczyków. Jest to jedna z głównych informacji pojawiających się na drzwiach restauracji lub w menu. Oznacza, iż możesz przynieść swoją własną butelkę napoju alkoholowego. Zazwyczaj chodzi o wino, rzadziej, a raczej w ogóle, o piwo, czy mocne alkohole. Nie ma zwyczaju przynoszenia butelki wódki (lub czterech) i zgrzewki browarów na osobę jak to by mogło być zrozumiane u Nas :).
Możliwość ta jest jednym z głównych czynników wyboru restauracji przez gości. Pozwala zminimalizować rachunek czasem o połowę oraz możemy przynieść swój ulubiony napitek, nie ograniczając się do karty win w lokalu. W tym przypadku restauratorzy nie muszą wykupować specjalnych koncesji, licencji na sprzedaż alkoholu, które są bardzo drogie. W każdym Stanie prawo różni się trochę od siebie, w niektórych regionach trzeba wystąpić o pozwolenie na spożywanie alkoholu przyniesionego przez gości.
Bez licencji – przynoś i pij swoje.
W Australii, restauracjami bez licencji, umożliwiające BYO, są zazwyczaj małe, codzienne, rodzinne restauracje (włoskie trattorie, hinduskie, tajskie). Właściciele nie prowadzą sprzedaży alkoholu, ale z uśmiechem witają, widząc Cię uradowanego z butelką wina pod pachą. Nie trzeba nic mówić, stawiasz butelkę na stole, a za chwilę pojawia się kelner z kieliszkami.
Wszystko zależy od miejsca. Czasem obsługa zaserwuje do kieliszków Tobie i Twoim gościom trunek, a czasem pozostawi tę przyjemność dla Was.
Opłać korkowe!
Zazwyczaj za wniesienie własnego alkoholu, do rachunku, doliczane jest tzw. „korkowe” (corkage). Jest to opłata za kieliszki i serwis, ale są to koszty symboliczne i wahają się w granicach 3-6 dolarów od osoby lub za butelkę. Najpiękniej kooperują z takimi restauracjami pobliskie wodopoje, czyli „Bottle Shops” – sklepy z alkoholem. Usytuowane w odległości od kilku do kilkunastu kroków od lokalu. W trakcie kolacji, jak skończy się pierwsza butelka, nogi same niosą, wiadomo gdzie.
Drugą grupą są Licencjonowane Restauracje. Mają wykupioną pełną licencję i trudnią się w sprzedaży jedzenia i alkoholu. Muszą zarobić na jego sprzedaży. Na drzwiach frontowych takich restauracji nie zobaczymy skrótu BYO. Są to zazwyczaj knajpy w centrum dużych miast, o podwyższonych standardach i pełnym serwisie kelnerskim. Oczywiście wszystko zależy od właścicieli i managerów, może się zdarzyć, że licencjonowana restauracja zgadza się na obje opcje.
…a jak jest w drogich restauracjach?
W drogich restauracjach typu Fine Dining – Premium, nie zaznamy Bring Your Own Bottle. Wina są dobrane do dań przy współpracy sommeliera z szefem kuchni, a danie połączone z nieodpowiednim winem, może zepsuć całą potrawę i doświadczenie płynące z jej konsumpcji….także nawet nie pytajcie, czy można przyjść z własnym smoczkiem 🙂
Na naszym podwórku.
W Polsce nie ma praktyki przynoszenia swojej butelki wina, ponieważ nie jest to unormowane prawnie. Nie ma podziału na licencjonowane i nielicencjonowane restauracje. Restauratorzy wykupują koncesję i cieszą się pełnią praw, albo nie mają koncesji, a co za tym idzie są skazani na zakaz sprzedaży, serwisu i konsumpcji alkoholu w danym miejscu. Spożywanie własnego alkoholu w obrębie lokalu bez koncesji nie są jasno określone. W Australii jest to uregulowane, nikogo nie dziwi i ma się dobrze. Jest zadowalające dla restauratorów jak i gości.
Czy to jest ciekawe rozwiązanie dla gastronomii i czy przyjęło by się u nas na stałe?
O pewnych regułach dotyczących picia alkoholu w Australii przeczytasz również w Jak pić to z zasadami!